texts

Aneta Zadroga, Anna Chodacka, Zburzą dom kultury. Mieszkańcy uszyli sobie nowy

Tekst został opublikowany w „Gazecie Wyborczej" nr 60.504

Z koszul, spodni, bluzek, spódnic i letnich sukienek bez pleców powstał na Woli
Duchackiej dom kultury. Na miejscu starego budynku wyrośnie blok. Nowy mieszkańcy
sobie... uszyli. Pracowali prawie pół roku. Właśnie skończyli.

Grudzień: Wysokiemu chłopakowi z tatuażami na dłoniach szycie nie idzie. Kłu je się igłą w palce, nitki się plączą albo materiał nagle się kończy. Najpierw próbuje fastrygować, ale koleżanka obok szyje naokrętkę. I jej wy chodzi super! Właśnie przyszyła bok granatowych spodenek do brązowo-czerwo nej spódnicy. – Uwaga, do rękawów nic nie doszywamy, zostawiamy je luźne – instruuje szyjących młoda kobieta.

20 metrów kwadratowych klubu. 

Na zestawionych obok siebie stołach pingpongowych leży już
kawałek klubu. Ja kieś 20 metrów kwadratowych. Docelowo ma to być ogromnykoc, który będzie można roz łożyć na trawie albo zrobić z niego namiot. Dookoła na krzesłach siedzą mieszkańcy
Woli Duchackiej i ciężko pracują. Że by zdą żyć na wiosnę. Tak wy glądały grudnio we początki
szycia domu kultury na Woli Duchackiej. Mieszkańcy szyją wielki namiot, że by mieć się gdzie po dziać. Bo za rok budynek, w którym się dziś spotykają, zniknie. W jego miejsce powstanie blok mieszkalny. Spółdzielnia, która te raz zarządza domem kultury, nie da pieniędzy na nowy obiekt. Miasto też się do tego nie kwapi. W styczniu były kolejne spotka nia, w lutym i marcu
szyjący przenieśli się do centrum Krakowa. Plakaty zachęcające do udziału mieszkańców całego miasta pojawiły się w klubach i pubach. I szycie szło dalej. Szyli wychowankowie domu, pracownicy, wolontariusze, artyści i studenci z całego Krakowa.

Wsypialni kultura nikomu nie potrzebna

Na Woli Duchackiej Wschód w grudniu brako wało świąteczno-nowo rocznego nastroju, jaki pano wał na Rynku Głównym. Nie było świecących ozdób, dużego koncertu na sylwestra. Przed Wielka nocą zabrakło kiermaszu z upominkami. Wiosną niesłychać młodzieży grającej wpiłkę, bo nie ma tu boiska, koszy ani siatek. Bo Wola Duchacka to sypialnia Krakowa, kilka naście tysięcy mieszkańców. Ani jednego kina, siłowni, fitnessu. Brak upragnionego osiedlowe go boiska. Zamiast te go dziurawe ulice i mnóstwo ogromnych bloków, które doskonale wkomponowują się
w szare otoczenie. Tak jest i wszyscy się do tego przyzwyczaili. Tu taj nie wiele się dzieje, a jeśli już, to zazwyczaj są to imprezyorganizo wa ne przez wo lontariuszy współpracujących z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej albo przez młodzież spędzającą czas właśnie w domu kultury.
Bo na Woli Duchackiej jest też budynek przy Czarnogórskiej 10. Kiedy jedzie my tam pierwszy raz, w grudniu, nie wiemy, gdzie dokładnie jest. Na ze wnątrz – 15 st. Cel sjusza, wie je wiatr, a śnieg skrzypi podbutami. Żeby się tu znaleźć, potrzeba pół godziny marszu od najbliższe go przy - stanku autobusowego.
Dwupoziomowy, stary, odrapany klocek z azbestu, nieremontowany od kilkunastu lat. Na dole kil ka miesięcy temu był duży supermarket Lewiatan, z którego zostały już tylko puste półki i kilka koszyków na zakupy. Na górze jest ciepło, kolorowo, zupełnie inaczej niż na ulicy. Tam od ćwierć wieku mieści się klub kultury. Zajmuje się dzieciaka mi z ulicy. Pracownicy ośrodka aktywnie angażują młodych w lokalne mecze piłki nożnej, koszykówki, turnieje hiphopowe, zajęcia taneczne, wolontariat, tworzenie graffiti i filmów nakręconych komórką. Są tu też zajęcia dla niepełnosprawnych. – To dla wielu osób drugi dom. Dzieciaki tu naprawdę żyją – mówi Jaro Ga wlik, pracownik klubu kultury.
Zresz tą przychodzą tu nie tylko dzieciaki. 6 stycznia po południu największa sala, przy ozdobiona jeszcze po sylwestrowych szaleństwach, zajęta jest przez osiedlowy Klub Seniora.
Na kilku stoli kach przy krytych obrusem stoją kawa, herbata i trochę słodkości. Około 20 osób wita szampanem Nowy Rok, śpiewa kolędy. – Żebyśmy byli zdrowi i za rok mieli się gdzie spot -
kać – życzy swoim ko leżankom i kolegom pani Maria, 74-let nia szefowa seniorów zWoli Duchackiej.

Prezydencie, daj koszulę...

Wielkie szycie zainicjowała Monika Drożyńska, artystka. Kiedy dowiedziała się o planach zburzenia placówki, postanowiła pomóc.
– Nie mogłam uwie rzyć, że ta kie miejsce po prostuzniknie. Ludzie, którzy tam pracują, robią wspaniałą robotę. Chociaż wiedzą, że budynek zostanie zburzony i mogą nie mieć nowego lokalu, nadal działają i pokazują dzieciakom, że warto coś ze sobą robić. Działalność te go miejsca daje ludziom wi rę w siebie i nie wiem, jak miasto może te go nie zau ważać 
Jeśli urzędnicy nie widzą, jak Wola Duchacka potrzebuje placówki kulturalnej, niech przyjadą na miejsce i zajrzą do klubu. Niech zrobi to prezydent Krakowa. A jeśli nie chce dać pieniędzy na
budynek, niech przynajmniej podaruje swoją koszulę, żeby było z czego uszyć.

Prezydent koszuli nie podarował, ale ubrań na dom kultury wystarczyło. Szyły go setki rąk przez prawie pół roku. Na Wo li Duchackiej, w klubie Pauza w centrum Krakowa. Do ostatniego szycia Monika Drożyńska zaprosiła prezydenta Krakowa. Bo to miasto zdecy duje, czy da pieniądze na nowy ośrodek, czy nie. Prezydent nie odpowiedział i na szyciu się nie pojawił.

Bo jest się do kogo odezwać

Na kilku szyciach spotykamy różnych ludzi. Młodzi przychodzą, bo to część zabawy i ich życia w placówce. Starsi – bo tutaj przeżywa ją trochę drugą młodość. Inni – bo są zachwyceni tym, że
coś się tutaj dzieje: pracownika mi i wychowankami.
Emila, wolontariuszka, 22 lata: –Pierwszy raz pojawiłam się tutaj pół roku temu. Jestem z Podkarpacia, studiuję w Krakowie od dwóch lat. Przyszłam, bo mam koleżankę, która się w tym domu wychowała. W rodzinie ciężko, jej ojciec pije, matka nie pracuje, a jeszcze dwójka
rodzeństwa. I ta ko leżanka przychodziła do klubu przez kilka lat. Najpierw pisała wiersze, tańczyła, a później przygotowywała zajęcia dla młodszych. Przyszłam z nią raz i tak już zosta -łam. Tu są dobrzy ludzie. A ci młodzi, choć czasem trzeba dużo czasu, że by zaczęli ci mówić „cześć", chcą być czymś więcej niż mieszkańcami blokowiska. Mają pasję i często duże
zdolności, tylko nie wiele osób chce je zauważać.
Pani Maria z Klubu Seniora, 74 lata: – Przychodzimy tu od kilku lat. To nie jest tak, że klub jest tyl ko dla młodych. Owszem, im jest najbardziej potrzebny, oni tu uczą się życia, poznają inny świat niż ten, któryzna ją z domów. Śpiewają, malują, piszą wiersze, czasami ich słuchamy tutaj razem zkoleżankami i kolegami. Ale wie pani, to jest też tak, że sporo tu na Woli starych, takich jak ja, po siedemdziesiątce. Często samych. I samotnych. Jak się nie ma co ze sobą zrobić, to człowiek się robi nie do zniesienia. Mieliśmy tu takich delikwentów, których trzeba było socjalizo - wać i pół roku, bo odwykli od ludzi. Więc dzwonimy do siebie i umawiamy się tu, w klubie. Młodzi
sobie grają czy rapują, a my wy szywamy, szydełkujemy, pijemy herbatę i wymieniamy się przepisami na ciasta. Jak to stare baby. Zawsze jest się do kogo odezwać. Na święta czy sylwe- stra robimy sobie wieczorki taneczne i wtedy nawet starsi panowie podrygują w rytm muzyki.
Czasami tej, co ją nagrają ci młodzi z klubu...

Tak na wszelki wypadek...
Jaro Gawlik pracuje z młodymi z Woli od pięciu lat. Wie o tym, że nastolatki spod bloków często mają więcej lat, niż to widnieje w metryce.
– Zorganizowaliśmy kiedyś turniej piłki nożnej Wola Champions League. I widziałem na boisku bandę pijaków, którzy pocą się, upadają, wstają i robią wszystko, że by wygrać mecz. I ci chłop cy, których czasem zaciągam pijanych wsztok do klubu, że by ich policja nie zgarnęła z ulicy i żeby wytrzeźwieli, biegali, dobrze biegali. A podczas turnieju hiphopowego chłopcy byli świetni, łatwo rymowali, zaczepiali tekstami. Ja tam widziałem „młodych Mickiewiczów". Kiedy rymowali, sprzedawali swoje życiorysy. Nawet lepiej im to wy chodziło niż kiedy mieli coś opowiedzieć o
sobie. Był taki Leo, miał 10 lat, po czucie rytmu i teksty takie, które powalały na kolana. W tych tekstach był bardziej szczery niż na co dzień...

Wtym roku na zagospodarowanie zieleni w jednym z krakowskich parków pójdzie z miejskiej kasy 1,5 mln zł. Sylwester na Rynku i obchody rocznicy odsieczy wiedeńskiej uszczupliły ubiegłoroczny budżet Krakowa w sumie o 6 mln zł. Kulturę na Woli Duchackiej miasto wyceniło w tym roku na 250 tys. zł. Wystarczy na projekt nowego budynku. O budowie i termi -nach nikt nie mówi. Dlatego dom kultury z materiału od 2010 roku może, niestety, być jedyną siedzibą ośrodka.

– Uszy liś my so bie ten na miot tak na wszelki wypadek – mówili wychowankowie placówki podczas uroczystego otwarcia namiotu na początku maja. 



Wracaj
lip 29, 2012 Kategoria: polski Napisał: Monika